Jeszcze raz: Nie oceniaj ...
Zanim napiszę obiecany post o naszym nauczaniu domowym w Mibiboni i o naszym cyklicznym programie żywnościowym, kilka słów ogólnie o pomaganiu.
Przez miesiąc milczenia nie próżnowałam, starałam się jeszcze głębiej zastanowić nad tym co i dlaczego robię, postanowiłam też posłuchać mądrzejszych od siebie...
Jest przełom 2015 i 2016 roku. Podejmujemy właśnie decyzję o zimowym urlopie. Jesteśmy z Robertem w takim momencie naszego wspólnego życia, że zaczynamy „kolekcjonować” podróże. Tworzymy nową listę miejsc, które planujemy odwiedzić, postanawiamy zdradzić nasze ukochane wyspy greckie i południową Europę na rzecz dalszych i bardziej egzotycznych destynacji. Nie przypuszczamy wówczas, że nie odwiedzimy żadnego z zaplanowanych miejsc.
Na naszej liście nie ma Kenii…
I tak oto zupełny przypadek, los, przeznaczenie sprawiły, że na drugiej półkuli zostawiliśmy serce, że powstał tam nasz drugi dom, że żyjemy z szeroko otwartymi oczami, że odkryliśmy w sobie na nowo kolory istnienia, że zrozumieliśmy znaczenie wielu słów i emocji. W Kenii, w naszym Mibiboni, wszystko jest kwintesencją życia – tam śmiech i łzy, radości i smutki, nadzieja i zwątpienie, miłość i nienawiść, zazdrość, zawiść, czy zaufanie i empatia są na wskroś prawdziwe, pozbawione znanej nam powściągliwości, nie przyodziane w przyzwoitość, bez maski konwenansów.
Kto czyta uważnie moje posty, kto zna naszą historię, wie, że daleka jestem od mówienia o Kenii tylko w superlatywach. Sama przeżyłam tam wiele trudnych chwil, nieraz próbowano mnie oszukać, nieraz nawet mnie oszukano, kto zna moja historię, wie, że musiałam w Kenii zmierzyć się z wieloma przeciwnościami losu, że byli tam i pewnie nadal są Ci, którym solą w oku jest nasza obecność, którzy wolą niszczyć niż budować. Najtrudniejszym momentem był lipiec 2018 roku, kiedy musiałam skrócić swój pobyt o miesiąc, gdy niektórzy młodzi, znudzeni życiem i przepełnieni frustracją Kenijczycy, których siostry i braci posyłałam do szkoły, uznali, że to za mało… i zażądali comiesięcznej kontrybucji za bezpieczeństwo…
Jednak wciąż w Kenii jest więcej powodów i ludzi dla których warto nadal robić to, co robimy. Pisząc o Kenii, dzielę się swoimi doświadczeniami i swoimi refleksjami. Jeśli macie pytania, wątpliwości, chcecie dowiedzieć się więcej, zawsze możecie zadzwonić do mnie, czy do Roberta.
W naszym współistnieniu z Kenijczykami pilnujemy paru zasad i pamiętamy że:
- nieraz będzie tak że pomagając autentycznie potrzebującym, będziemy dokarmiać żerujące na nich, pasożyty, hieny i szakale;
- ludzie, którym pomagamy, mogą wykorzystać otrzymaną siłę do robienia zła, mogą nas oszukać;
- oczekiwanie, że człowiek, któremu wyświadcza się dobro, stanie się natychmiast dobry, jest skrajną naiwnością, gdyż zmiana postaw to długi proces, który czasami nie następuje (chociaż kiedy tak się dzieje, wtedy cieszymy się podwójnie);
- zakładanie, że będziemy pomagać tylko tym, którzy są w stanie udowodnić, że są dobrzy jest impertynencją, bo nie powinniśmy sądzić ludzkich postaw, sumień i dusz,
- każdy ma prawo prosić o pomoc.
Mój nauczyciel i autorytet od pomagania, Szymon Hołownia, mówi tak „nie oceniaj ludzi, którzy proszą Cię o pomoc, nie baw się w nieproszonego terapeutę, czy zastępczego ojca. Użyj zdrowego rozsądku, a gdy on dokona już wstępnej selekcji – posłuchaj serca… I daj sobie prawo, by poczuć, jak fajnie jest dawać. Niech Ci tej radości nie zepsuje, ani udająca zdrowy rozsądek podejrzliwość, ani myśl, że przecież świata i tak nie zbawisz. Uciesz się tak jak ja (…) że możesz dać człowiekowi choćby dwie minuty radości.”
Każdy z nas ma prawo do podążania i niesienia pomocy swoją drogą. Chcesz posłuchać moich opowieści i moich odpowiedzi na Twoje pytania – zapraszam. Zostaniesz z nami – wspaniale. Pójdziesz w swoją stronę – też świetnie. Jeśli zakiełkowało w Tobie ziarno niesienia pomocy w Afryce – nie rezygnuj. Pomagając bądź cierpliwym.
Jeśli zainteresowała Cię nasza historia, jeśli chcesz wiedzieć, jak się żyje Europejczykowi w środku kenijskiej wioski, jeśli zadajesz sobie pytanie: „Co my z tego mamy?” Jeśli na jakąkolwiek nurtującą Cię wątpliwość nie znalazłeś odpowiedzi na naszej stronie – zadzwoń lub napisz prywatną wiadomość.
Tutaj istnieje możliwość skomentowania tej wiadomości na portalu społeczniościowym Facebook.