Menu
2019-02-12

Jak wygląda codzienność w Mibiboni

Kiedy jestem w Kenii, w naszym Mibiboni, najbardziej lubię codzienność, którą tworzą żyjący tu ludzie. Ta codzienność, to dzieciaki podskakujace w oczekiwaniu na śniadanie, to Hamisi, który za jajko na twardo dałby się pokroić, to nasz Mohcio, który wczesnym rankiem jedzie na rowerze do wioski i przywozi jeszcze gorące chapati, zawinięte obowiązkowo w gazetę. To dzieciaki, które przebiegają koło domu do szkoły i choć na chwilę zatrzymują się na naszym zololo (huśtawka). To nasz sąsiad, który uwięziony przez chorobę spędza cały dzień siedząc przed domem z nogami okrytymi kraciastym pledem i pozdrawia nas nieustannie donośnym "jumbo marafiki". Codzienność tworzą kobiety majestatycznie noszące na głowach duże żółte kany z wodą i mały Abuu, który, odkąd go znam nie rozstaje się z oponą. Nie wspomnę o naszej kochanej babci Giriama, która wciąż nie ma butów, bo każde, które od nas dostała, rozdała wśród licznych wnuków. Są też nasze wesołe sąsiadki krawcowe, które chętnie przychodzą poplotkować i z wielką pasją przerabiają połatane mundurki. No nie mogę nie wspomnieć o kozach (mbuzi), kurach - zlodziejkach i innych "animalsach". Lubię kiedy mogę stanowić mały fragment tej codzienności, cieszę się, że zdobyłam się na odwagę i podjęłam razem z Robertem wysiłek, aby wejść w świat naszych kenijskich przyjaciół, aby zrozumieć ich myślenie i przy okazji zrozumieć, że Afryka to rzeczywistość dużo bardziej złożona niż filmy w National Geographic. Wciąż, gdy tam jestem przekraczam granice mojej wyobraźni i wzruszam się niemal codziennie.

Tutaj istnieje możliwość skomentowania tej wiadomości na portalu społeczniościowym Facebook.

Partnerzy