Menu
2017-09-30

Vitunbuwa, czyli ryżowe pączki

W centralnym punkcie wioski Mwabungu rośnie wielkie drzewo. Nie jest to baobab, ale również imponuje rozmiarem. Cień pod owym drzewem, w zależności od pory dnia, daje schronienie piorącym kobietom, bawiącym się dzieciom, roześmianym młodym dziewczynom, które jak wszędzie na świecie tak i tu, próbują podobać się przechodzącym nieopodal chłopakom. Niewiele czasu potrzebowałam, aby się zorientować, że jest to miejsce, w którym codziennie odbywa się ten sam "spektakl".

Popołudniowa odsłona: młoda, bardzo smukła dziewczyna szykuje dwa nieduże paleniska z kamieni, roznieca ogień i rozgrzewa coś na kształt maleńkich żeliwnych woków. Następnie wynosi miskę z ciastem podobnym do naleśnikowego, baniak z olejem i stołeczek dla swojej starej matki. Ta z wielką wprawą smaży kilkanaście vitunbuwa (czyli pączków ryżowych), które jeszcze gorące i pachnące można kupić za 10 szylingów kenijskich (ok. 36 groszy). Pojedyncze dzieci kupują, inne stoją i przełykają z apetytem ślinę. Widząc, kolejny dzień z rzędu, ten sam obrazek i czując kuszący zapach, postanawiam zaprosić wszystkie obecne dzieciaki na pączki. Kiedy proszę, aby się policzyły, robią to w mgnieniu oka. Zamawiamy, z pomocą mówiącego po angielsku chłopaka, 50 vitumbuwa. Babcia początkowo nie może uwierzyć, potem nie posiada się z radości... córka dorabia ciasta i czekamy... Podczas oczekiwania nie nudzi się nikomu, a ja po raz kolejny nie mogę uwierzyć w to, co widzę: niemal pięćdziesiątka dzieciaków formuje kolejkę, ustalają zasady, trochę się poszturchują (zwłaszcza chłopcy), ale jest w nich taka radość, taka umiejętność współistnienia i tyle pokory. Czekamy dość długo, bo Babcia ma tylko dwa woki. Nikt się nie niecierpliwi, wręcz przeciwnie spędzamy wspaniale czas. Uformowana, stojąca już dość długo kolejka, zmienia pozycję na siedzącą. Kiedy wszystkie pączki są gotowe, dzieciaki nie potrafią ukryć ekscytacji. Każdy otrzymuje swoje wymarzone vitumbuwa zawinięte w kawałek gazety i podbiega do nas żeby... serdecznie i szczerze podziękować. Za 18 złotych sprawiliśmy tyle nieopisanej radości, otrzymując w zamian wdzięczność o wartości nie do opisania. Kupowanie pączków dla dzieciaków z wioski, stało się później również elementem pewnego rytuału odbywającego się w cieniu drzewa o nieznanej mi nazwie. I wiem na pewno, że będę zapraszać moich przyjaciół pączki jeszcze wiele razy...

Tutaj istnieje możliwość skomentowania tej wiadomości na portalu społeczniościowym Facebook.

Partnerzy