Menu
2017-09-11

Kenia, lato 2017 - "Bike forever"

Dziś zapraszam na pierwszy odcinek naszej relacji z ostatniego pobytu w Kenii - "bike forever"

Pierwszy dzień upłynął pod znakiem zakupu rowerów. Długo przed wyjazdem ustaliliśmy z naszymi kenijskimi koordynatorami, że kupimy trzy rowery, dwa dla wioski Mwabungu i jeden dla wioski Biga. W Kenii można w prawdzie dojechać wszędzie tuk-tukiem, ale kiedy nie masz co zjeść, tym bardziej nie masz na zapłatę za tuk-tuka. Ostatnia lipcowa akcja pomocowa dla wioski, gdy zapanował wielki głód, skończyła się tak, że nasz Mohcio, sam będąc w nie najlepszej formie, przemierzał pieszo po kilkanaście kilometrów dziennie z najtańszego targu w Ukundzie do wioski, dostarczając kilogramy mączki kukurydzianej, ryżu i fasoli najbardziej potrzebującym. To wtedy zapadła decyzja o kupnie rowerów.

Będąc jeszcze w Polsce zrobiliśmy rozeznanie w skromnych zasobach naszej fundacji i nie po raz pierwszy doszliśmy do wniosku, że najwyżej dołożymy z prywatnego portfela, ale trzy rowery muszą być… i są. Kupno rowerów rozpoczęło falę wydarzeń, które do dzisiaj nie mieszczą się w naszych ciasnych europejskich umysłach. Szybko okazało się także, że moja wyobraźnia, kreatywność i myślenie przyczynowo-skutkowe pozostają daleko w tyle i nie nadążają za kreatywnością, wyobraźnią i sposobem działania naszych przyjaciół. Co tam ja, bujająca w obłokach humanistka, ale mój szanowny mąż i przyjaciel Robert Władysław Bauer - doświadczony harcerz, człowiek, który spędził prawie dwa lata w Iraku i Afganistanie, twardo stąpający po ziemi inżynier, doktor nauk technicznych - wielokrotnie, gdy obserwował poczynania, albo współdziałał z mieszkańcami Mwabungu – rozpoczynał z przerażeniem i niedowierzaniem, a kończył z podziwem i szacunkiem, nie mogąc jednocześnie uwierzyć, że tak można, że to się udało.

Ale wracając do rowerów – kupiliśmy je w miejscu niezwykle osobliwym, było to coś na kształt szrotu, albo składu starych nie nadających się do niczego, niekompletnych rowerów. W pierwszej chwili chciałam stamtąd uciekać, ale Robert powiedział: „spójrz na Mohcia, na jego entuzjazm, znasz go dobrze, on wie, co robi, musimy mu zaufać…”. Zaufaliśmy i po kilku godzinach odebraliśmy trzy złożone z części rowery. Dziś wiemy, że to był bardzo dobry zakup, prawie 500 km jazdy off road, z góry, pod górę, z wiatrem i pod wiatr… bez usterki.

Tutaj istnieje możliwość skomentowania tej wiadomości na portalu społeczniościowym Facebook.

Partnerzy