Trochę o szpitalu w Msambweni i rodzinie "12 Apostołów"
Afryka, którą poznaję z perspektywy Kenii, jest pełna niewyobrażalnych, trudnych do ogarnięcia kontrastów. I choć bardzo się staram "wyjść ze swoich butów", ciągle brakuje mi wyobraźni...
Szpital w Msambweni, który odwiedzałam ostatnio często z powodu Aminy – siostry Mohcia – jest przepełniony i przeraża – brakiem kadry, brakiem leków, brakiem pościeli, brakiem wszystkiego i nadmiarem cierpienia... Nietrudno zobaczyć tu koty przechadzające się po oddziałach... i szczury wielkości tychże kotów. Oddziały są cztery: kobiecy, męski, dziecięcy i położniczy, a praca z pacjentami, którzy często bardziej wierzą w siły nadprzyrodzone niż medycynę – bardzo trudna.
Szpital ów ma ciekawą architekturę i paradoksalnie położony jest w niezwykle malowniczym miejscu tuż przy dzikiej przepięknej plaży...
Jutro postaram się napisać dla Was o naszych sąsiadach, których odwiedzam codziennie... i zawsze w drodze do domu mam ochotę krzyczeć... najczęściej dzwonię wtedy do Roberta i próbujemy razem uporać się z tym tematem – tematem desperacji godności, pokory, głodu, bólu, cierpliwości, które w tym przypadku przyprawione są niezwykłą inteligencją mieszkających w tymże obejściu dzieci.
Zrzutkę utworzono 03.07.2022 r. |
Tutaj istnieje możliwość skomentowania tej wiadomości na portalu społeczniościowym Facebook.