Menu
2017-09-23

Co się zmieniło w wiosce Mwabungu

Pewnie kiedy popatrzyliście na tatę Małej Magdy na zdjęciach z poprzedniego posta, prędzej wzbudził Waszą sympatię niż litość. Bo, czy wygląda na człowieka borykającego się z biedą, a co za tym idzie, z głodem, chorobami i bezradnością wobec śmierci, której można było uniknąć?... Dzisiaj już nie.

W niespełna dwa lata naszej obecności w Mwabungu, pomimo, że jako Fundacja ledwo "wiążemy koniec z końcem", można było realnie zapoczątkować zmiany w życiu tej i kilku innych rodzin. Przede wszystkim daliśmy im minimalne poczucie bezpieczeństwa. Wiedzą, że w każdej kryzysowej sytuacji wyciągniemy do nich rękę, co nie znaczy, że zawsze dajemy pieniądze, często wspieramy duchowo, dodajemy otuchy, doradzamy, pomagamy szukać rozwiązań, pokazujemy, że można inaczej. Próbujemy oddać im choć odrobinę godności, której zostali pozbawieni w wyniku splotu wielu czynników, próbujemy również dać im nadzieję, bo człowiek bez godności i nadziei jest jak "masa bezwolna i niema". Jedyne czego mają w nadmiarze, to miłość, którą potrafią szczodrze obdzielać. W naszej wiosce nie został zmarnowany ani gram z około 150 kilogramów pomocy rzeczowej, które udało nam się przez ten czas dostarczyć, nie poszedł na marne ani jeden dolar z przekazanych im pieniędzy. Wręcz przeciwnie, widać, że wioska się rozwija, dzieci nie są już tak oberwane, rzadziej chorują, w miarę systematycznie uczęszczają do szkoły, a dorośli stworzyli coś na kształt "kasy zapomogowo - pożyczkowej". No i Babcia Starowinka, która w centralnym punkcie wioski smażyła i sprzedawała pączki ryżowe, choć przez chwilę mogła poczuć się jak "biznes women", kiedy składaliśmy zamówienie na kilkadziesiąt pączków jednego dnia. Dziś nie starczyło miejsca na ciemne strony wioski, więc zapraszam jutro na następny odcinek i opowieść o Babci, która usmażyła dla nas 150 pączków.

Tutaj istnieje możliwość skomentowania tej wiadomości na portalu społeczniościowym Facebook.

Partnerzy