Podjęliśmy decyzję - wykupujemy paczki
Zadaję sobie właśnie bardzo ważne pytanie... Czy decyzja, którą dziś podjęliśmy oznacza kapitulację, przegraną?...
I żeby nie dopadały mnie wątpliwości, decyzja już została wykonana. Jutro z Post Office w Ukundzie, tata małej Magdy odbierze dwie 20 kilogramowe paczki, głównie z rzeczami od Was dla dzieciaków w wiosce. Dlaczego piszę o porażce, bo jak pamiętacie od przeszło trzech miesięcy walczyliśmy ze skorumpowanymi urzędnikami na poczcie głównej, którzy żądali w majestacie prawa opłaty za wydanie paczek. Nie pomogły listy do naszej ambasady, z której otrzymywaliśmy dyplomatyczne, kurtuazyjne odpowiedzi, aż w końcu zamilkli. Nie pomogły listy i telefony do Konsula Honorowego RP w Kenii, którego prosiliśmy najpierw o pomoc, a potem już tylko o wyjaśnienie algorytmu według jakiego naliczane są owe opłaty. Pan Konsul nie uznał sprawy za godną uwagi i nie zdecydował się nawet na kurtuazyjną, dyplomatyczną odpowiedź. Studiował w Polsce, więc pewnie wziął sobie do serca polskie przysłowie, że "mowa jest srebrem, a milczenie złotem" :(. Nie pomogły nasze wyprawy na pocztę do Ukundy i długie rozmowy z Ruth - kierowniczką urzędu. Choć to właśnie ona najbardziej próbowała nam pomóc...
Jeszcze parę tygodni temu, dla zasady, żeby pokazać brak zgody na złodziejskie zwyczaje, sprzeciwić się bezduszności i przemocy materialnej, twardo odmawialiśmy zapłaty.
Jednak cały czas toczyła się gdzieś "walka postu z karnawałem".
W Kenii zaczyna się powoli pora deszczowa, nie pierwsza i nie ostatnia, oni przywykli..., ale w tej historii jesteśmy od pewnego czasu także my. Nie potrafię i nie mogę (tylko dla zasady) oddać tych paczek skorumpowanym urzędnikom, kiedy dzieci w wiosce śpiewają piosenki o Bobovicie, kiedy widziałam jak tata Madzi oddaje kaszki dla niepełnosprawnej, czteroletniej dziewczynki, która do tej pory niewiele jadła, a Bobovitę lubi. Nie mogę postąpić inaczej, kiedy wiem, że kaszki od Was je nawet maleńka Mishi, kiedy widzę jak Amos i inne dzieciaki rosną.
Dlatego jutro nasz przyjaciel pojedzie tuk-tukiem na pocztę, gdyż zdecydowaliśmy się zapłacić prawie 10 000 szylingów kenijskich (~400 zł), i przywiezie do wioski 40 kilogramów nadziei i radości.
To była trudna decyzja, ale wybór pomiędzy dobrem człowieka, szczególnie dziecka, a wiernością zasadom nie może być łatwy. Choć wydaje się oczywisty.
Bardzo dziękuję Marioli Łygas, Kasi Ratkowskiej i Wioli Mrozek, za rozmowę w piątkową noc i za to, że pomogłyście mi podjąć te decyzję.
A Was proszę o reakcję pod postem na Fecebooku :)
Tutaj istnieje możliwość skomentowania tej wiadomości na portalu społeczniościowym Facebook.